Heinrich von Stephan- wynalazca kartki pocztowej

Heinrich von Stephan- wynalazca kartki pocztowej

Nigdy na przestrzeni dziejów nie pojawił się człowiek, który mógłby mu dorównać międzynarodową sławą, a mimo to jest współczesnym mieszkańcom Słupska nieznany.

Cieszę się, że moje publikacje zainspirowały słupskich filatelistów a ci doprowadzili do tego, że w roku 1999 odsłonięto na Poczcie Głównej tablicę pamiątkową poświęconą najgenialniejszemu pocztowcowi świata.
Tą, niezwykłą postacią zainteresowała mnie germanistka z Pomorskiej Akademii Pedagogicznej w Słupsku - Ilona Zwierz. W 1996 r. sięgnęła do niemieckich archiwaliów i tak wypłynął z niepamięci wielki syn XIX wiecznego miasta Słupska.


Genialny poczmistrz

Codziennie ludzie na całym świecie wysyłają tysiące kartek pocztowych. Stały się one tak powszednie, że nie zastanawiamy się nad tym, skąd się one wzięły w naszym codziennym życiu. Zaskoczeniem dla wielu mieszkańców Pomorza będzie pewnie wiadomość, że wynalazcą kartki pocztowej jest ... mieszkaniec Słupska - niezwykły twórca nowoczesnej, światowej poczty, o którym polska Wielka Encyklopedia Powszechna nie wspomina ni słowem, choć o niezwykłości tego człowieka świadczą doktoraty honoris causa uniwersytetów w Halle - Wittenberg, Dortmundzie, Kolonii i Remscheid, 50 najwyższych odznaczeń państwowych przyznanych mu za życia przez rządy tyluż krajów oraz honorowe obywatelstwa Słupska, Bremy, Kolonii i Schwerin.


Przed słupskim ratuszem 7 stycznia 1931 r. - w stulecie urodzin Heinricha von Stephana odsłonięto jego wielki pomnik, zaś dotychczasowy Plac Wełniany zmienił nazwę na Plac Stephana. Słupsk był bardzo dumny ze swego, niezwykłego syna i z wielkim pietyzmem organizowano uroczystość odsłonięcia pomnika, po którym w 1945 r. Rosjanie zostawili tylko cokół - tak solidnie zbudowany, że nie dał się niczym zburzyć i z konieczności twórca następnego pomnika - czerwonej gwiazdy na szczycie ostrosłupa, musiał stawiać ją na miejscu zajmowanym niegdyś przez słupskiego bohatera.


Moje słupskie korzenie

Ojciec Heinricha - Ernst Stephan mieszkał na ulicy Grodzkiej. Był rzetelnym krawcem, który starał się dobrze wykształcić wszystkie dzieci. Urodziło się ich jedenaścioro (przy życiu została szóstka). Heinrich był ósmy.

Więź z domem była w życiu późniejszego obywatela świata czymś niezmiernie ważnym. Równie ważna była edukacja otrzymana w słupskiej szkole.

Poszedłem do łacińskiej szkoły. Na początku nie podobała mi się. Wybraliśmy położony przed jej murami przestronny plac kościelny i toczyliśmy na nim bitwy, które czasem były bardzo ostre. Z tego też powodu popadliśmy w konflikt z burmistrzem Arnoldem. Zmarły nauczyciel Decker (...) przezwał mnie "Chłopiec -Sęp". To był mój pierwszy tytuł przyznany przez wielką osobistość.

Ku mojej wielkiej radości zaszczycił mnie dziś obecnością przyjaciel mojego ojca, mój czcigodny profesor Berndt - stoi tu i wnikliwie przysłuchuje się mojemu przemówieniu. Przypominam sobie, jak on kiedyś, przeczytawszy jedną myśl Seneki "Vivere est militare", spojrzał na mnie w szczególny sposób i zawołał: "Z ciebie albo będzie ktoś, albo będziesz nikim!". Dlatego też z zapałem zabrałem się do nauki, aby udowodnić, co jestem wart - powiedziałem sobie wtedy, że nie będę nikim!"

Od tego prawdopodobnie dnia zaczął się wyścig Heinricha do wiedzy. Już w gimnazjum uczył się włoskiego, hiszpańskiego i angielskiego. W szkole posiadł znajomość łaciny, greki i francuskiego. Był niesamowicie ambitny a co więcej, potrafił na tej wiedzy zrobić interes. Za korepetycje z łaciny, matematyki i francuskiego pobierał niezłe wynagrodzenie. Pomijając jednak ten fakt, warto podkreślić, że młody Heinrich był nieprzeciętnie zdolny i ogromnie pracowity.


"Urzędniczyna"

Heinrich von Stephan był chlubą słupskiego gimnazjum, choć jako jego absolwent w 1848 r. niczym nie sugerował przyszłej, oszałamiającej kariery. Pierwszą jego pracą była posada pisarza pocztowego. Budynek poczty mieścił się na dzisiejszej ulicy Starzyńskiego i zawalił się ze starości w latach 70. XX wieku. Kiedy Heinrich podjął tam pracę budynek XVII w. poczty konnej był jeszcze w świetnym stanie.

Od początku Heinrich von Stephan zaskakiwał przełożonych pomysłami, które dziś określilibyśmy jako racjonalizatorskie. Kilka miesięcy po podjęciu pracy zaproponował nowe rozwiązanie sprawy stenografii pocztowej. Renata Szczęsna - biografka von Stephana pisze, że na własną prośbę trafił on w 1849 r. do Magdeburga, później do Gdańska. Tutaj zdawał pierwszy egzamin państwowy - na asystenta pocztowego. Podobno wprawił komisję w zakłopotanie deklaracją zdawania na egzaminie języka włoskiego. Ponieważ członkowie komisji tego języka nie znali, przyszły asystent popisywał się znajomością francuskiego i angielskiego.

W roku 1851. von Stephan trafił wreszcie do upragnionej centrali pocztowej w Berlinie. Ale nie na długo. Popadł w konflikt z jednym z tajnych radców i został "karnie" przeniesiony do Kolonii. R. Szczęsna stwierdziła, że dla Heinricha, był to szczęśliwy splot okoliczności. W Kolonii dopatrzył się bowiem istnienia ponad trzydziestu, różnych opłat pocztowych. A przesyłki między Francją, Belgią, Holandią i Niemcami regulowane były setkami przepisów, w których gubili się urzędnicy. Ambitny asystent wydał walkę bałaganowi w taryfach pocztowych.

Choć pracował kilkanaście godzin na dobę, miał czas na ... naukę węgierskiego. Okazało się, że uczył się tego języka, by przypodobać się węgierskiej śpiewaczce - Annie Tomala, która śpiewała w operze "Freischütz". Heinrich był niezmiernie wytrwały w swoich dążeniach. Nie dość więc, że się węgierskiego nauczył, to jeszcze ożenił się ze śpiewaczką - po trzech latach zalotów.

W 1855 r. zdał egzamin do wyższej służby pocztowej i nadal dążył do ... berlińskiej centrali pocztowej, gdzie widział swoje miejsce. Do Berlina go nie przyjęto. Anegdota mówi, że Generalny Dyrektor Poczty - Schmückert zobaczył przez okno, jak Stephan wystąpił w ulicznej awanturze jako obrońca damy - Włoszki. Zaciekawiony awanturą wezwał Stephana i dowiedział się od niego, że zna on biegle sześć języków. Ten fakt przekonał dyrektora o tym, iż młody urzędnik nie powinien gnić na prowincji.


Upragniony Berlin

Rok później zaproponowano mu już awans do centrali pocztowej w Berlinie. Początek kariery von Stephana przypada na czasy wielkich odkryć przyrodniczych, potężnego rozwoju techniki, ekspansji maszyn, zwiększaniu się liczby fabryk, rozkwitu handlu. Postęp techniczny został przez genialnego słupszczanina zaprzęgnięty do rozwijania służby pocztowej. Istniały połączenia kurierskie północnych landów niemieckich z kilkoma krajami, ale Stephanowi zawdzięczać należy stopniowe rozszerzanie usług pocztowych na kolejne kraje Europy, później Ameryki i Azji. Stało się to możliwe dzięki jego niezwykłemu talentowi mediacyjnemu. Kolejne rządy akceptowały jego propozycje współpracy i ujednolicenia taryf pocztowych.

W 1870 r. Heinrich von Stephan został generalnym dyrektorem poczty niemieckiej. Z niezwykłym uporem stopniowo wprowadzał jednolite przepisy pocztowe dla wszystkich urzędów, jednakowe stawki za przesyłanie paczek i listów. W 1877 r. zaczęły być popularne wymyślone przez niego karty pocztowe, którymi przesyłano pilne informacje i życzenia. Dotychczas tylko lądowa poczta zaczęła być przewożona przez statki i specjalne samochody pocztowe.

W 1874 r. Heinrich von Stephan doprowadził do zorganizowania w Bernie pierwszego Światowego Kongresu Pocztowców. To było ukoronowanie pewnego etapu jego kariery. Zmieniono wówczas 56 różnych opłat za wysłanie listów obowiązujących w wielu państwach.

Jednolita taksa za listy i paczki zaczęła obowiązywać już w 1878 r. W tymże roku król Danii udekorował honorowego prezesa Światowego Związku Pocztowców - Heinricha von Stephana najwyższym odznaczeniem swego kraju. Później nazbierał ich niestrudzony reformator poczty ponad 50. W muzealnych archiwach Kilonii znajduje się niewielka pocztówka z widokiem wioski afrykańskiej, jest na niej napis, że wieś nazywa się Stephansort i założono ją w niemieckiej kolonii w Nowej Gwinei w roku 1888. To także był hołd złożony twórcy nowoczesnej poczty.


"Niemiecka poczta - to ja"

Jako generalny dyrektor poczty Heinrich von Stephan dbał o prestiż urzędu i dobrobyt pracowników, którzy w ciągu kilku lat wyrośli na elitę pracowniczą zjednoczonej Rzeszy. O zawodowym prestiżu może świadczyć choćby taki drobny szczegół. W 1872 r. wielki międzynarodowy magazyn mody "Moden Buhne" prezentował najnowsze uniformy pocztowe. Na tablicy nr.5 prezentował nowy mundur generalny dyrektor poczty, zaś pod nr.7 pokazano samego kanclerza Rzeszy Bismarcka, także w nowym stroju pocztowym.

Pod koniec lat 70 - tych ub. wieku Heinrich von Stephan przejął pod swój zarząd pewną, nierentowną drukarnię berlińską i zaczął drukować w niej znaczki pocztowe, pocztówki i reprodukcje sławnych obrazów. Za jego przykładem szły kolejne państwa należące do Światowego Związku Pocztowców.

Heinrich von Stephan miał niebywałą umiejętność praktycznego wykorzystywania wynalazków. Z wielką uwagą śledził poczynania wszelkiej maści racjonalizatorów i podejmował wiele prób wprzęgania prototypów do służby pocztowej. Tak było np. z wynalazkiem Bella. Telefon Bella był bardzo prosty. Głos przetwarzała membrana zamieniająca dźwięki w prąd indukcyjny. Jesienią 1877 r. o wynalazku dowiedział się von Stephan. Niedoskonały telefon Bella zainstalowano w Berlinie i tu przeprowadzono pierwsze rozmowy. W 1880 r. aparat ulepszył współpracownik Stephana - Siemens i odtąd połączenia telefoniczne zaczęły triumfalną drogę rozwoju.

Heinrich von Stephan tak się utożsamiał z reformowaniem poczty, że był głuchy na wszelkie słowa krytyki. A ona potężniała za jego plecami. Zastrzeżenia budziły zwłaszcza "pałace pocztowe", na które Naczelny Dyrektor Poczty nie szczędził pieniędzy. W czasie jego rządów powstało ponad 300 monumentalnych gmachów, robionych na pokaz, bowiem miejsca pracy były ciemne, ciasne i pełne przeciągów. Mimo licznych krytyk, co do jego gospodarowania dochodami poczty (a zwłaszcza finansowania bardzo kosztownych podróży służbowych) był uważany przez rodaków za geniusza finansowego.

Droga zawodowa Stephana była pasmem sukcesów, wspieranych przez kasę Rzeszy i przychylność kanclerza Bismarcka. Nie była ona wolna od cierni. W muzealnych archiwach zachował się fragment listu Stephana do matki z 23 marca 1865 r., w którym pisze on: "zawistni usiłują mnie pogrążyć, ale Bóg zamienia ich poczynania na moje dobro". Są także ślady korespondencji generalnego dyrektora poczty do kanclerza Rzeszy a w nich prośby o zmianę niektórych hamujących jego zamiary urzędników ministerialnych.

Ale o tej ciemnej stronie nie musieli wiedzieć obywatele np. Słupska, kiedy 30 kwietnia 1874 z niezwykłym pietyzmem wręczali von Stephanowi dokument zaszczycający go mianem honorowego obywatela miasta. Powiedział wtedy do słupszczan:

"Miałem szczęście urodzić się w mieście, którego szkołom wiele zawdzięczam, także gospodarce i rządom mojego niezapomnianego ojca, stojącego mi stale przed oczyma. Przywiązanie do mojego miasta rodzinnego, jako atrybut wdzięczności zawsze wiernie przechowywałem, tak wypełniało mnie to radością i dumą, że się do jego mieszkańców mogłem zaliczać."

Polecam te kilka słów współczesnych słupszczanom, których genialny pocztowiec mógłby nauczyć miłości do ziemi rodzinnej.

Pięć lat później słupszczanie ponownie wzywali swego sławnego ziomka na uroczystość poświęcenia nowozbudowanego, nowoczesnego budynku poczty i telegrafu. 20 października 1879 r. Heinrich von Stephan wygłosił mowę, która trafiła do muzeum poczty w Berlinie - jako pochwała postępu i dobrobytu ludzkości.


W zaciszu domowym

Dziś Heinricha von Stephana określilibyśmy mianem pracoholika. Już współcześni dawali mu przydomek tytana pracy. Jego życie codzienne składało się z niezliczonych podróży, negocjacji, pisania zarządzeń, drobiazgowego planowania nowych inwestycji. Mimo tego miał jeszcze czas na pisanie książek. Jego "Historia pruskiej poczty" wydana w 1859 r. do dziś podobno nie straciła w Niemczech popularności. Pisał także artykuły o krajach, które odwiedzał. Np. w 1870 r. opublikował niewielką książeczkę "Przyszłość Kanału Sueskiego". Pod koniec życia miał w swym dorobku kilkanaście książek, mnóstwo rozpraw naukowych i artykułów poświęconych rozwojowi technicznemu poczty.

Genialny i bardzo zajęty dyrektor generalny niemieckiej poczty był w życiu prywatnym bardzo nieszczęśliwym człowiekiem. W 1855 r. ożenił się z Anną Tomala. Dość szybko urodził się syn, ale żona mocno podupadła na zdrowiu.

Anna von Stephan zmarła w maju 1862 r. na galopujące suchoty. W dokumentach z 1868 r. wymieniane jest nazwisko drugiej żony Heinricha - Elisabeth z domu Balde. Heinrich von Stephan ożenił się z córką Wyższego Dyrektora Poczty w Poczdamie w roku 1863. Rok później urodziła się córka - Anna Ida. Z tego związku pochodził także syn - Joseph, którego ojciec szykował na kontynuatora swego dzieła. Dzieci von Stephana osiągnęły wielki awans społeczny, bowiem w 1885 r. cesarz Wilhelm II nadał rodzinie tytuł szlachecki.


Non omnis moriar

Człowiek, który za życia uznany był za symbol postępu, ostatnie lata życia spędził w pogłębiających się cierpieniach.

Heinrich von Stephan od dłuższego czasu cierpiał na cukrzycę. Jej pierwsze symptomy wystąpiły w 1883 r. Ponieważ ruchliwy pocztowiec nie przestrzegał zalecanej przez lekarzy diety, choroba pogłębiała się. W zimie 1896 r. pojawił się na jego nodze czyrak. Mała, nie gojąca się rana zaczęła się powiększać. W lutym 1897 usunięto mu palec. Zapalenie nie ustępowało. 3 kwietnia tegoż roku amputowano mu prawą nogę. Tydzień później zmarł w wielkich cierpieniach. Miał 66 lat i jeszcze mnóstwo planów do zrealizowania.

Za jego trumną szło w Berlinie ponad 10 tys. ludzi. Wielki reformator światowej poczty pozostawił po sobie wspaniały ślad w ludzkiej pamięci. Dziś jest postacią niesłusznie zapomnianą. Przyklejając na poczcie znaczek nie musimy dziś pamiętać, że jest on dziełem genialnego urzędnika, który zreformował międzynarodową wymianę pocztową. Tuż przed śmiercią napisał na okładce starego kalendarza wierszyk - motto swego życia:

Myśl, co chcesz
Rób, co powinieneś
Chroń, co kochasz
Milcz, gdy się burzysz
Mów, gdy musisz
Pracuj z ochotą
Nie popadaj w kłopoty
Módl się do Boga


Opracował: Centrum Informacji Turystycznej Słupsk na podstawie książki pt. "Słupsk miasto niezwykłe" autorstwa Jolanty Nitkowskiej-Węglarz. Książka do nabycia u wydawcy (również za zaliczeniem pocztowym)?


Najważniejsze Atrakcje

To warto zobaczyć! Niezależnie od tego, czy jesteś w Ustce na wakacjach, czy zwiedzasz nasze miasto po raz pierwszy, te miejsca z pewnością Cię zainspirują.
Port Ustka
Zależność miejscowości i portu od Słupska zniesiono dopiero w połowie XIX wieku. Już w średniowieczu wokół portu rozwinęła się osada rybacka. Część statków zawijających do Ustki rozładowywano w tutejszym porcie, część zaś kierowano Słupią do Słupska.
Stawek Upiorów
Jedna z największych tajemnic Ustki kryje się w małym, bagiennym jeziorku znajdującym się w zachodniej części Ustki.
Ustecka Syrenka
Dotknięcie syreniej piersi podobno przynosi szczęście. Pomysł budowy pomnika zrodził się w Lokalnej Organizacji Turystycznej Ustka (dzisiejszy LOT "Ustka i Ziemia Słupska") w 2008 roku.
Plaża i morze w Ustce
Nad polskim morzem, choć nie należy ono do najcieplejszych, wypoczywają tłumy turystów, głównie ze środkowej i południowej Polski.Tak też jest w przypadku Ustki. Latem trzeba się naprawdę natrudzić, by znaleźć na plaży w słoneczny dzień miejsce na kocyk, materac i parawan. Usteckim turystom nie przeszkadza też wiatr
Park Zdrojowy w Ustce
W nowym parku, który na cześć cesarza nazwano Parkiem Wilhelma, wytyczono ścieżki spacerowe i dokonano nasadzeń drzew. W wydanym w 1889 r. w Berlinie podręczniku
Muzeum Bursztynu
Bursztyn Bałtycki, kopalna żywica sprzed 40 mln lat, od wieków znajdowana jest na wybrzeżu Bałtyku. Tzw. "złoto północy" jest cenionym materiałem ozdobnym, z którego wykonywano ozdoby, figurki i amulety.
Usteckie bunkry i fortyfikacje
Jeżeli interesuje Was wojenna historia Pomorza. Ciekawią tajemnice powojennych bunkrów i zagadki Ustki, to nie możecie przegapić jednej z największych atrakcji naszego miasta tajemniczych bunkrów zwanych Baterią Blüchera.
Promenada Nadmorska w Ustce
Jedna z najpiękniejszych na Pomorzu promenad biegnie szczytem przymorskiej wydmy na odcinku ponad 1100 m od wschodniego falochronu portowego po, graniczną dawniej, uliczkę, noszącą dziś nazwę Traktu Solidarności.