- warto zobaczyć
- Ustecka Syrenka
- Spacer po Ustce z ustecką syrenką
Spacer po Ustce z ustecką syrenką
Syrenka Ustka
Zapraszamy na spacer szlakiem usteckiej Syrenki!
Legenda o syrenkach
Dawno, bardzo dawno temu na początku naszej ery, na południowym morzu zwanym teraz Śródziemnym istniała wyspa, na której brzegach i w której zatokach żyły syreny, piękne kobiety o rybich ogonach. Marynarze, po powrocie z dalekich morskich wypraw, siedząc przy szklaneczce rumu, opowiadali w portowych tawernach, że przepływając koło tej wyspy widzieli wyłaniające się z wody lub leżące na brzegu dziwne, podobne do kobiet stworzenia nazywane syrenami. Nieraz słyszeli tylko ich przepiękny, uwodzicielski śpiew. Pewnego tragicznego dnia, nie wiadomo czy w wyniku trzęsienia ziemi, upadku komety czy wybuchu wulkanu, syrenia wyspa uległa zagładzie i została pochłonięta przez morze. Syreny, utraciwszy swoją dotychczasową ojczyznę, rozpierzchły się po morzach i oceanach w poszukiwaniu nowego miejsca dla siebie. Syrenki, mające w od pasa w górę postać ludzką miały też wiele cech ludzi. Nic dziwnego, że ciągnęło je do ludzkich osad i osiedlały się w otaczających je wodach. Kilka z syrenich sióstr, płynąc przez Cieśniny Duńskie dotarło do Bałtyku. Jedna z nich, najsłabsza, zwana Małą Syrenką nie mając siły płynąć dalej, osiadła na skałach w pobliżu Kopenhagi. Następna, dotarłszy do ujścia rzeki Słupi pozostała tutaj na zawsze. Ujście w języku Kaszubów, ludzi, którzy zamieszkiwali te ziemie, wymawia się Ustce. Z tego dawnego kaszubskiego miana wywodzi się obecna polska nazwa miasta Ustka. Syrenka, zorientowawszy się, że woda w tym rejonie Bałtyku jest cieplejsza, a nadmorska osada bardzo malownicza postanowiła więc osiedlić się tutaj na stałe. Kolejna z syrenich sióstr, szukając nad Bałtykiem drugiej tak pięknej osady jak Ustka, dotarła do ujścia Wisły. Tam czując cieplejsze rzeczne prądy dopłynęła rzeką aż do Warszawy. Zobaczywszy przepiękne miasteczko zwane dzisiaj Warszawską Starówką, zakochała się w nim i obrała na swoją siedzibę. Miasto Warszawa jest dzisiaj stolicą Polski, a patronuje mu Syrenka Warszawska. Jeśli ta syrenka jest siostrą naszej usteckiej to znaczy, że Ustka jest miastem siostrzanym dla miasta Warszawy i jako taka jest predysponowana na letnia stolicę Polski. Mówi o tym w swoim liście, pisanym w imieniu usteckiej syrenki do jej warszawskiej siostry, miejscowy pisarz Marian Majkowski. Pozostałe syrenie siostry osiedliły się w wodach w pobliżu miast, takich jak Helsinki w Finlandii, Tallinn w Estonii, Sankt Petersburg w Rosji czy Herbakiry Numers w Szwecji.
Na miejsce zamieszkania wybrały także wiele innych europejskich miast, leżących poza basenem Morza Bałtyckiego. Z syrenką z każdego miasta jest związana jakaś legenda. Legendę o naszej syrence napisał znany pomorski pisarz Franciszek Fenikowski. Morską istotę nazwał Bryzgą Rosową.
Z ustecką Syrenką pod rękę
Rys historyczny
Pierwsze chronologicznie wyobrażenie herbu Ustki zostało umieszczone na tarczy pomnika autorstwa Josefa Thoraka (1889-1952), poświęconego mieszkańcom Ustki, poległym w I wojnie światowej. O ile twórcą całości monumentu był Thorak, to herb na tarczę zaprojektował ustczanin Wilhelm Granzow (1885-1945), absolwent berlińskiej Akademii Sztuk Pięknych, który podczas studiów i późniejszego pobytu w Berlinie poznał Thoraka i poprzez tę znajomość skontaktował go z usteckim samorządem, poszukującym projektanta przyszłego pomnika. Herb zaprojektowany przez Granzowa ukazuje syrenę zwróconą przodem, czyli biustem do widza, na tle trójmasztowego żaglowca, uzbrojonego w armaty. Syrena unosi się nad falami symbolizującymi morze i trzyma w prawej ręce łososia. Ma rozwiane, długie włosy. Na głowie ma koronę. Między syreną, a okrętem rozpoznać można rozstawione sieci rybackie. Na to, że herb uwidoczniony na tarczy dotyczy Ustki, wskazuje chorągiew umieszczona na dziobie żaglowca, z napisem „STO”. To charakterystyczne oznaczenie ówczesnych kutrów i łodzi rybackich, bazujących w Ustce, skrót od niemieckiej
nazwy miejscowości: „Stolpmuende”. Ale zarazem niekonsekwencja: okręty wojenne, jakim ewidentnie jest trójmasztowiec (11 armat na każdej burcie!), nie miały takich oznaczeń. Jak informują przekazy z lat 20 i 30, a więc z czasów, gdy Granzow żył i tworzył w Ustce, w herbie zaprojektowanym przez siebie chciał on wyrazić trzy główne źródła utrzymania mieszkańców Ustki. Żaglowiec ma symbolizować port i żeglugę, sieci rybackie, łosoś w ręku syreny – rybołówstwo, a sama syrenka – atrakcyjne kąpielisko morskie. Trzeba podkreślić, że z okresu wcześniejszego, to znaczy sprzed 1922 roku, brak jest informacji o jakimkolwiek herbie, którym posługiwałaby się gmina Ustka. Najpewniej po prostu go nie miała. Nie mogła go mieć. Przez setki lat wieś ustecka była bowiem własnością Słupska i jako taka nie mogła posiadać odrębnego herbu. Po uzyskaniu samodzielności administracyjnej w 1874 roku gmina posługiwała się pieczęcią urzędową z herbem Królestwa Prus, czyli z wyobrażeniem czarnego orła z koroną, berłem i jabłkiem królewskim. Heraldycy zwracają jednak uwagę, że jeszcze przed wymyśleniem przez Granzowa herbu, miejscowa społeczność posiadała symbole, wyrażające jej odrębność. Chodzi o symbolikę pieczęci parafii obejmującej Ustkę i Zimowiska, która jest starsza od herbu z syrenką i która mogła zainspirować Granzowa. Pieczęć przedstawia na pierwszym planie wieżę obronną, z której zatknięta jest żerdź z podwieszonymi dwoma kotłami z płonącą smołą lub olejem. W tle morze, a na nim dwa trójmasztowce. Ogień z kotłów ma wskazywać żaglowcom drogę – na zasadzie latarni morskiej, której funkcje miał pełnić według niepotwierdzonych przekazów pierwszy ustecki kościół, stojący od 1356 do 1889 na terenie dzisiejszego Skweru Jana Pawła II. Świadczy o tym także napis nad okrętami: LUX VIAE, czyli Światło Drogi. Przekaz pieczęci jest więc taki, że ustecki kościół wyobrażony jako latarnia morska jest światłem wskazującym drogę do portu, czyli do zbawienia, żeglującym po Oceanie Życia. Według dr Beaty Możejko i prof. Błażeja Śliwińskiego, cytowanych przez Michała Marciniaka – Kożuchowskiego, który kilka lat temu na zlecenie usteckiego samorządu przeprojektował herb Ustki, Granzow odwrócił wydźwięk treści tej pieczęci – usunął jeden z trójmasztowców i wieżę z latarniami symbolizującą kościół, a zamiast niej wstawił postać syreny.
Po tym wstępie zapoznamy Państwa z tym, co Ustka i jej otoczenie ma do zaoferowania swoim gościom, by następnie przejść starym miastem, śladami syrenki, zapoznać się z jego historią i współczesnością.
Ustka oferuje zdrowe i przyjemne spędzenie czasu w każdym okresie roku, u życzliwych turystom ludzi: w uzdrowiskach, hotelach i pokojach gościnnych. Mamy do dyspozycji gości szerokie plaże, przepełniony leczniczym jodem i żywicą nadmorski klimat, unikalne złoża solanki i borowiny, ścieżki rowerowe i spacerowe do uprawiania „nordic walking” i płaskich biegów narciarskich w czasie śnieżnych zim. W naszym mieście zachowany został unikalny w Polsce układ uliczek i zabudowa szachulcowa dawnej wioski rybackiej, wprowadzająca w klimat minionych wieków. Dawne domostwa rybaków, przystosowane do potrzeb współczesności, oferują najróżniejszego typu usługi. Miasto można zwiedzać pieszo, na rowerze lub powolną zwaną usteckim tramwajem - „ciuchcią”.
Ustka stanowi też doskonały punkt wypadowy do organizowania parogodzinnych czy jednodniowych wyjazdów do blisko położonych, atrakcyjnych kulturowo i turystycznie miejscowości oraz rejonów takich, jak Skansen w Swołowie z unikalnym budownictwem szachulcowym, Słowiński Park Narodowy z ruchomymi wydmami, w tym z najwyższym jego wzniesieniem Wydmą Łącką, skansenem Słowińców w Klukach i ich świętą górą Rowokół oraz Muzeum Słowińskiego Parku Narodowego w Smołdzinie. Kolejną atrakcją jest pełna uroku Dolina Charlotty, w kompleksie której znajduje się nowo wybudowany hotel, restauracje usytuowane na sztucznie usypanych wyspach, stadnina koni, mini zoo, park linowy, a na terenie znajdującego się tam amfiteatru odbywają się koncerty „Legend Rocka”. Godnym zwiedzenia jest też przepiękne miasto Słupsk, nazywane z racji układu urbanistycznego, małym Paryżem, bogate w zabytki architektury, w tym Muzeum Pomorza Środkowego z największą w Polsce kolekcją dzieł Witkacego. Warto również zobaczyć wielokulturowe, kaszubskie miasto Bytów z zamkiem pokrzyżackim oraz przebogaty w zabytki kultur wielu narodów Gdańsk, Szwajcarię Kaszubską z Centrum Kultury Regionu w Szymbarku.
Dużym powodzeniem cieszą się rejsy spacerowe stylizowanymi statkami oraz rejsy wędkarskie w pogoni za taaaaką rybą. Przy okazji warto dodać, że w styczniu zjeżdżają nad dolną Słupię wędkarze na połów łososia. Tam łowią ryby, które po złożeniu ikry w górnym biegu rzeki lub jej dorzeczach wracają do morza.
Spacer z Ustecką Syrenką
Pragniemy zaprosić Państwa do wspólnego zwiedzania Ustki i odkrywania miejsc, w których można zobaczyć wizerunki syrenki. Rozpoczynamy od obiektu, w którym mieści się Informacja Turystyczna (ul.Marynarki Polskiej 71). Tutaj możemy otrzymać w pełni profesjonalną informację o Ustce i okolicach. Możemy się również zaopatrzyć w foldery, mapki, plany miasta i przewodniki, jak również nabyć ciekawe pamiątki, pocztówki, naklejki samoprzylepne z wizerunkiem usteckiego herbu, monety okolicznościowe. Tutaj możemy to wszystko dodatkowo ostemplować specjalną, okolicznościową pieczątką z wizerunkiem syrenki.
Spacer ropoczynamy główną ulicą miasta - Marynarki Polskiej w kierunku morza. Po lewej stronie mijamy park, a za nim budynek kina. Prawie naprzeciw, po drugiej stronie ulicy, w głębi niewielkiego skweru, stoi piękny neogotycki kościół - pierwszy cel naszej wycieczki. Ta świątynia jest drugim kościołem zbudowanym w osadzie. Poprzedni, już nieistniejący, stał w pobliżu portu. Kamień węgielny pod budowę obecnego, pierwotnie protestanckiego kościoła, wmurowano 18 maja 1885 roku. Dokument mówi o budowie nowego kościoła pod starym wezwaniem św. Mikołaja. W tamtym czasie jego budowa w tym miejscu nie była mile widziana, gdyż znajdował się poza obrębem osady. Obiekt wzniósł mistrz Franz Draheim – mieszkaniec Ustki, która nosiła wówczas nazwę Stolpmünde. Organy, działające do dziś, zbudował organomistrz Voelkner z pobliskiej wsi noszącej teraz nazwę Duninowo. Świątynię protestancką konsekrowano 10 lipca 1888 roku. Jako kościół katolicki pod wezwaniem Najświętszego Zbawiciela służy Polakom od zakończenia drugiej wojny światowej. Wnętrze świątyni zawiera elementy związane z morzem i jego ludźmi. Na witrażu widzimy Chrystusa ratującego z morskich odmętów św. Piotra. Na chórze po obu stronach ołtarza wiszą obrazy przedstawiające pracę rybaków. Na tylnej ścianie nawy umieszczone są epitafia poświęcone tym, co zginęli w odmętach morza. Kiedyś w głównej nawie kościoła wisiały modele ówczesnych żaglowców, umieszczane tam przez właścicieli statków. W ten sposób armatorzy polecali opiece boskiej. Modele te, w zawierusze dziejowej, zaginęły pozostały po nich jedynie fotografie.
Z kościoła wychodzimy na ulicę Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Idąc nią wzdłuż kościoła dochodzimy do stojącego po jej lewej stronie ratusza. Ten budynek zaprojektowany przez Friedricha Engelbrechta z Bydgoszczy był przeznaczony na szkołę. W jego architekturze widać wpływy secesji. Wzniesiony w latach 1911 – 1912 był najokazalszym budynkiem osady. Od chwili powstania do 2004 roku pełnił funkcję szkoły. Do 1945 roku niemieckiej, później polskiej. Po powstaniu nowej szkoły w zachodniej części miasta, został po 2004 roku przebudowany na ratusz. Imponujący skalą i charakterem architektury obiekt pasuje do swej nowej roli. Z elementów morskich mamy tutaj tryptyk morski ukazujący Bałtyk w czterech porach roku, pędzla wybitnego marynisty Witolda Lubinickiego, mieszkańca Ustki, wiceprezesa Zarządu Głównego Stowarzyszenia Marynistów Polskich z siedzibą w Warszawie. Jego autorstwa są również obrazy i epitafia, które widzieliśmy w zwiedzanym kościele. Szerokie, przestrzenne korytarze ratusza wykorzystane są jako galeria współczesnego malarstwa polskiego. Wychodząc na zewnątrz ratusza, zwróćmy uwagę na jego wieżę, na której szczycie znajduje się model żaglowca, być może takiego, na którym pływał Gwido, syn Maruszy, z legendy o usteckiej syrence.
Po wyjściu z ratusza wracamy na ul. Marynarki Polskiej i udajemy się w kierunku morza. Dochodzimy do stojącego po lewej stronie Muzeum Ziemi Usteckiej. Obiekt jest jednym z pierwszych po wojnie obiektów odbudowanych w stylu szachulcowym. Zarząd powstałego w 1993 roku Towarzystwa Przyjaciół Ustki wystąpił w 1995 roku do władz miasta z wnioskiem o zbudowanie muzeum. Miasto z braku środków nie podjęło budowy, ale w 1996 roku przekazało nieodpłatnie towarzystwu działkę ze stojącym na niej starym domkiem. W 1997 roku społecznicy, na czele z prezesem Towarzystwa Przyjaciół Ustki Józefem Jaskułą, rozpoczęli budowę muzeum ze środków Urzędu Miasta, Fundacji Pomocy Polsko – Niemieckiej, gminy Ustka, firm usteckich i słupskich. Znaczący udział w budowę Muzeum Ziemi Usteckiej wniósł Waldemar Groszek, który za własne fundusze wykonał roboty murarskie do wysokości parteru. Muzeum otwarto 27 czerwca 2000 roku. Mieszczą się w nim dwie sale wystawowe. Na parterze obejrzeć można stałą wystawę poświęconą historii Ustki i zbiór pamiątek, po nieistniejącej już Stoczni Ustka. Na piętrze organizowane są wystawy tematyczne. Warto wejść do wnętrza i zobaczyć zebrane pamiątki. Wiele z nich opatrzonych jest herbem Ustki, na którym - jak wiadomo - znajduje się syrenka.
Wychodząc z muzeum przecinamy ulicę Marynarki Polskiej , napotykamy na swojej drodze niewielki, położony w samym centrum dawnej wsi rybackiej u zbiegu ulic Marynarki Polskiej i Czerwonych Kosynierów placyk, w środku którego znajduje się fontanna. Tu znajdował się wjazd do średniowiecznej Ustki. Celem upamiętnienia tego ważnego dla dawnej wsi miejsca, umieszczono tu na niewielkim murku współczesny, „syrenkowy” herb miasta.
Na ulicy Czerwonych Kosynierów zatrzymujemy się przed domem nr 23. Jest on jednym z najstarszych zachowanych w Ustce budynków szachulcowych. Po przystąpieniu do jego remontu, na belce nad drzwiami wejściowymi odkryto wyryte w drewnie tajemnicze cyfry i litery „18 P. H. 04”. Badania archiwalne doprowadziły do ustalenia, że ten dwukondygnacyjny okazały budynek został zbudowany w 1804 roku przez kapitana Petera Haase. Obiekt wpisano do rejestru zabytków. W 2010 roku obiekt rozebrano i z pełnym wykorzystaniem zdrowych, starych elementów rozpoczęto odbudowę. Po jej zakończeniu, w budynku powstały sale wystawowe, projekcyjne, galeria marynistyczna, pracownia fotograficzna i klub filmowy. Obiekt działa pod nazwą Centrum Kultury Bałtyckiej. Rewitalizacja obiektu kosztowała 2,1 miliona złotych,(z czego 1,7 miliona pochodzi z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego). Można założyć, że skoro w takim domu mieszkał właściciel statku, w podobnym musiał mieszkać kapitan statku „Wieloryb”, który występuje w legendzie Franciszka Fenikowskiego „O Bryzdze Rosowej".
Idąc dalej, u zbiegu ulicy Czerwonych Kosynierów a ulicy Małej, znowu odkrywamy mały trójkątny placyk, na któym stoi rzeżba Trzy Gracje. Placyk ten był kiedyś targowiskiem. Tu, oprócz sprzedaży produktów, odbywał się często handel wymienny darów morza na produkty rolne, przywożone z okolicznych wsi. Zapewne to właśnie tu wdowa Marusza sprzedawała łososie, które otrzymywała w darze od legendarnej syrenki.
Kilkadziesiąt kroków dalej, wzdłuż ulicy Czerwonych Kosynierów znajduje się kilka zrewitalizowanych domów szachulcowych, w których obecnie turyści mogą wynajmować pokoje i apartamenty. Być może w którymś z tych budynków mieściło się mieszkanie biednej wdowy Maruszy Skoczkowej...
Skręcając w lewo ulicą Kaszubską dochodzimy z powrotem do ulicy Marynarki Polskiej. Przechodząc przez nią i idąc prosto nad brzeg kanału portowego, znajdziemy się na terenie byłego zakładu przetwórstwa rybnego - spółdzielni „Łosoś”. To tutaj znajdowały się pierwsze małe wędzarnie rybackie, w których wędzono, między innymi, królewskie ryby – łososie. Spółdzielnia wyprowadziła się do słupskiej strefy ekonomicznej, a na jej byłych terenach powstały nowoczesne apartamentowce.
Stojąc twarzą do kanału, widzimy po lewej stronie zabudowania byłej Stoczni Ustka. To tutaj mieściły się pierwsze zakłady szkutnicze, w których budowano małe drewniane kutry. Państwo polskie przystąpiło po wojnie do rozwoju rybołówstwa morskiego i przemysłu stoczniowego. Po 1980 roku Stocznia Ustka zatrudniała około 1500 pracowników i wodowała rocznie 17 trawlerów rybackich. Budowano tu również plastikowe łodzie, między innymi w pełni ognioodporne łodzie ratunkowe dla tankowców. Stocznia została usytuowana na terenie byłych zakładów szkutniczych. Być może właśnie tutaj zbudowano żaglowiec „Wieloryb”, na którym pływał Gwido. Po drugiej stronie kanału, z lewej strony widzimy zabudowania po kiedyś prężnie działającym Przedsiębiorstwie Połowów i Przetwórstwa Rybnego „Korab”, zatrudniającego ponad 1000 pracowników i posiadającego ponad 70 kutrów oraz trawlerów rybackich. Patrząc na wprost, widzimy nowo wybudowane obiekty aukcji rybnej. Kierując wzrok nieco w prawo, zauważamy przedwojenne obiekty zbudowane z czerwonej cegły, nakryte kopulastymi dachami. Są to dawne magazyny spirytusowe. Port Ustka był nie tylko portem rybackim, w przeszłości był to również prężnie działający port handlowy. Jeszcze dalej w prawo widzimy budynek byłych magazynów zbożowych, który obecny właściciel chce przebudować na hotel. Jak dochodowy był kiedyś handel morski można wnioskować po obejrzeniu znajdującej się po drugiej stronie portu zabytkowej willi. Niegdyś te tereny należały do F.W. Koeppkego, właściciela spichrza i parowca o nazwie Stolpomünde, takiej samej jak ówczesna nazwa Ustki. Statek podczas strasznego sztormu zatonął u wybrzeży Ustki. Wracając na ulicę Marynarki Polskiej, skręcamy w lewo i przejściu około trzydziestu metrów, ujrzymy wiszący na wysokości pierwszego piętra, blaszany szyld z wizerunkiem syrenki. Ten szyld jest znakiem firmowym mieszczącej się od dawna w tym miejscu bardzo popularnej kawiarni o nazwie „Syrenka”
Po przeciwnej stronie ulicy stoi piękny, nowo zbudowany budynek. Mieści się w nim, założone w 1998 roku przez seniora miejskich piekarzy Eugeniusza Brzóskę, prywatne Muzeum Chleba. Jest to jedyne takie muzeum na Pomorzu i jedno z niewielu w kraju. Ilość i różnorodność znajdujących się tam eksponatów jest ogromna. Znajdziemy tu także morskie akcenty. Ciekawostką muzealnych zbiorów pana Brzóski jest wafelnica do samodzielnego wypieku opłatka wigilijnego przez żeglarzy, których wieczór wigilijny zastał na pełnym morzu. To miejsce jest niepowtarzalne- trzeba je po prostu zobaczyć. Muzeum jest czynne cały rok i przy odrobinie szczęścia można tam spotkać samego właściciela i posłuchać jego opowieści. Również tam znajdziemy ślad syrenki. Na półkach prowadzonej przez rodzinę cukierni, wśród innych słodkości znajdziemy pierniki wypiekane w kształcie syrenki.
Parę kroków za piekarnią znajduje się główny budynek poczty. Ten obiekt został zbudowany w 1875 roku przez miejscowego mistrza Franza Draheima. Poczta pełniła i pełni tak ważną funkcję, że trzeba powiedzieć coś o jej historii. Do lat 40. XIX wieku nasza osada nie miała pocztowego połączenia ze Słupskiem. Listy wysyłano przez wynajętych posłańców. Dopiero w latach 40 utworzono stację poczty konnej. Dyliżanse jeździły dwa razy w tygodniu, a w sezonie letnim codziennie. Przed zorganizowaniem poczty, formalności związane z przesyłkami załatwiali dodatkowo celnicy. Telegraf dotarł do nas w 1865 roku, a rok później zjawili się zawodowi pocztowcy. W 1875 roku pocztę zlokalizowano w obecnym budynku. W 1878 roku, po otwarciu linii kolejowej, zniknęły dyliżanse. W 1906 roku dotarł tutaj telefon, a w 1927, otwarto pierwszą centralę telefoniczną. Polacy uruchomili pocztę po wojnie 3 maja 1945 roku. W urzędzie pocztowym znowu spotykamy się z syrenką. Można tu zobaczyć replikę wydanego jeszcze przed wojną znaczka pocztowego z jej wizerunkiem. Tutaj warto wspomnieć, że twórcą pierwszej karty pocztowej, w roku 1870 był mieszkaniec niedalekiego Słupska, poczmistrz Heinrich von Stephan. Na poczcie można kupić pocztówki z syrenką i podstemplować je jej pieczątką.
Idziemy dalej ulicą Marynarki Polskiej, w kierunku portu. Po przejściu około stu metrów po lewej stronie, nieznacznie w głębi - zobaczymy budynek z czerwonej cegły, zwany potocznie „Czerwoną Szopą”. Zbudowano ją w 1867 roku. Wtedy, po obu stronach portu, powstały drewniane szopy ze sprzętem do ratowania ludzi rzuconych na mieliznę statków. W 1887 roku pobudowano obecny, murowany budynek. Wewnątrz obiektu znajdowała się m. in. stajnia i dwa wozy, umożliwiające jazdę po wydmach. Jeden duży z łodzią i drugi mały z wyrzutniami rakiet z linami, które wyrzucano, by ściągać ze statku lub wody rozbitków. Na ścianie budynku znajduje się, umieszczony tam - pewnie w XX wieku, herb osady - syrenke. Według dostępnych informacji, od powstania bazy do 1945 roku miejscowi ratownicy ocalili życie 166 osobom. Przy obiekcie należy wspomnieć o katastrofach morskich. Najtragiczniejsze z nich miały miejsce pod koniec drugiej wojny światowej. Na przełomie stycznia i lutego został, przez radziecką łódź podwodną, zatopiony statek „Wilhelm Gustloff „. Zginęło około 9600 osób. Była to największa katastrofa morska w dziejach. Na statku „Goya”, zatopionym 16 kwietnia 1945 roku 6 mil na północ od Ustki, zginęło około 6800 osób, a na statku „Steuben” około 4900 osób. W kwietniu 1945 roku w Zatoce Lubeckiej zostały zatopione przez samoloty brytyjskie statki z więźniami, którzy przeżyli niemieckie obozy koncentracyjne Stutthof i Neugamme. Atak nastąpił z powodu celowego, prowokacyjnego niewywieszenia przez Niemców białych flag. Na statku SS Cap „Arcona” zginęło wtedy około 4300 osób. Na statku SS „Thielbek” około 2800 osób. Po wojnie, 14 stycznia 1993 roku zatonął prom „Heweliusz”. Zginęło 55 osób.
Wymieniliśmy tu największe katastrofy morskie ostatnich dziesięcioleci. Ile setek, a może i tysięcy ludzi musiało oddać życie na przestrzeni wieków Neptunowi-trudno zliczyć. W miejscu, gdzie ul. Marynarki Polskiej skręca do portu znajduje się mały placyk zwany Zaułkiem Kapitańskim. Przed wiekami był to najważniejszy punkt osady. Na środku stał tam w latach 1357 - 1889 mały, okolony cmentarzem, kościół pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela i św. Mikołaja. Wokół placu stały domy właścicieli statków .Wieża kościoła przez wiele lat była znakiem nawigacyjnym dla marynarzy, wskazując im drogę powrotną do domu.
Dziś skwerek nosi imię Jana Pawła II. Idąc w kierunku portu dochodzimy do ulicy gen. Mariusza Zaruskiego. Przy nie j stoi wielki, murowany XIX-wieczny spichlerz portowy. Możliwe, że to właśnie z niego pochodził ładunek z opisanego w legendzie Fenikowskiego statku, którym syn wdowy Maruszy popłynął w długi rejs. Dziś ten budynek mieści Bałtycką Galerię Sztuki, hotel i restaurację. Drugi, bliźniaczy budynek, również spichlerz stał po przeciwnej stronie ulicy, niestety spłonął on w okresie międzywojennym. Swoją wielkością świadczą, że - w epoce żaglowców i parowców nasza miejscowość była ważnym ośrodkiem międzynarodowego handlu.
Na nabrzeżu, za Kapitanatem Portu stoi pomnik poświęcony „Ludziom Morza”. Jego powstanie ma długą i trudną historię. W 1980 roku grupa rzemieślników, z inicjatywy Jana Piotrowskiego założyła komitet budowy pomnika. Te działania miały początkowo poparcie ówczesnych władz. Po pewnym czasie zaczęto bojkotować tę inicjatywę. Pomnik dokończono po 22 latach. 26 września 2002 roku Anna Górecka - pełnomocnik Społecznego Komitetu Budowy Pomnika, członek zarządu Zrzeszenia Kaszubsko– Pomorskiego w Ustce i Marian Majkowski- prezes z rzeszenia, przekazali na ręce przewodniczącej Rady Miejskiej ukończony pomnik „Ludziom Morza” autorstwa rzeźbiarza prof. Stanisława Kulona. Dzięki działaniom ludzi dobrej woli pomnik stanął w najbardziej godnym siebie miejscu. Stanął tam, gdzie według legendy biedna wdowa Marusza Skoczkowa, a po niej wiele innych żon, matek i córek żeglarzy oczekiwało na powrót z morza swoich najbliższych. Samo otwarcie nie obeszło się bez dreszczyku emocji. Nieznany sprawca utrącił głowę figury, a uciekając porzucił ją. Po znalezieniu udało się ją ponownie zamontować.
Patrząc od pomnika na wprost kanału portowego, widzimy jego odnogę, zwaną basenem węglowym. Dzisiaj cumują tam kutry rybackie. Natomiast w latach pięćdziesiątych, ubiegłego wieku, basen ten służył do przeładunku węgla z wagonów na statki. Ponieważ po węgiel przypływały statki zagraniczne, miejsce to za czasów „komuny”, było świadkiem wielu udanych ucieczek za granicę.
Po kilkunastu krokach dochodzimy do zabytkowej latarni morskiej. Już w 1871 roku w tym miejscu, przy stacji pilotów, ustawiono maszt, na który wciągano olejową latarnię. Świeciła ona czerwonym światłem umieszczonym na wysokości 11,6 m. n. p. m. na odległość około 6 mil morskich. W 1892 roku powstał budynek obecnej, zbudowanej z czerwonej cegły, latarni i pomieszczenia pilotów. Od przeszło 115 lat jej światło jest widoczne z odległości ponad 30 km. W 1904 roku zmieniono dawne czerwone światło na białe przerywane. Latarnia przetrwała bez uszkodzeń wojnę i od 15 listopada 1945 roku znowu wskazuje drogę ludziom morza. Po pokonaniu 68 stopni schodów znajdziemy się na tarasie, z którego można zobaczyć miasto i ciągnące się daleko, aż po linię horyzontu, spokojne lub wzburzone morze.
Następnie kierujemy się na wschodnie molo portu, pod pomnik usteckiej syrenki. Inicjatorem budowy pomnika była Lokalna Organizacja Turystyczna „Ustka” (obecnie LOT "Ustka i Ziemia Słupska"). Pieniądze na projekt oraz odlew pomnika pochodzą ze zbiórki społecznej, datków sponsorów oraz środków wypracowanych przez LOT. Natomiast stop, z którego została wykonana, pochodzi ze społecznej zbiórki metali kolorowych, który zorganizował LOT. Uzbierano w ten sposób ponad 400 kg tychże metali. Postument pod pomnik ufundowało miasto Ustka. Figura syrenki została wykonana w oparciu o projekt artysty Jerzego Michała Rosy. Odsłonięcie pomnika usteckiej syrenki, zwanej też u nas „Bryzgą Rosową”, nastąpiło 15 sierpnia 2010 roku. W uroczystości uczestniczyły tłumy wczasowiczów i mieszkańców miasta. Radość nie trwała długo. Tydzień po odsłonięciu nieznany sprawca obciął syrence nos i usta oraz pokaleczył piersi. 28 sierpnia 2010 roku syrenkę zdjęto z cokołu celem zlikwidowania uszkodzeń. Na swoje miejsce w porcie powróciła w połowie grudnia 2010 roku. Miejmy nadzieję, że się nie obraziła i już na zawsze zostanie z nami, by jak gospodyni serdecznie witać przybywających z lądu i morza gości. Jak wieść niesie, a wiele osób już to sprawdziło i potwierdziło, syrenka podobnie jak bajkowa złota rybka - ma moc sprawiania, że kierowane do niej prośby mogą się spełnić. Złota rybka miała moc spełnienia trzech życzeń, syrenka natomiast ponieważ jest tylko do połowy rybą, ma moc spełniania jednego, ale za to tego najważniejszego życzenia.
Zanim udamy się na dalszy spacer syrenkowym szlakiem, spójrzmy z tego miejsca za drugie molo w kierunku zachodnim. Tam, daleko ujrzymy niedokończone, tak zwane trzecie molo. Jest to inwestycja niemiecka sprzed drugiej wojny światowej. Tu, w Ustce, miał zostać zbudowany największy port nad Bałtykiem. Miała to być niemiecka odpowiedź na nowo zbudowany przez Polaków port w Gdyni. Po rozpoczęciu przez Hitlera wojny, zajęciu Polski i jej portów inwestycję jako nieuzasadnioną wstrzymano.
Wracając z mola i skręcając za latarnią morską w lewo, wchodzimy na dolną promenadę – ulicę Limanowskiego. Z niej schodzimy w prawo na ulicę Beniowskiego i zatrzymujemy się przed zabutkowym budynkiem byłego Zakładu Przyrodoleczniczego, zwanego Łazienkami. W tym miejscu trzeba wspomnieć o historii kąpieliska. Jego początki są mało znane. Wiemy, że w 1832 roku zarejestrowano po raz pierwszy 38 rodzin przybyłych tu na wypoczynek. Dziesięć lat później około 400 osób. W tym czasie wschodnia część osady zaczęła się rozbudowywać dla potrzeb uzdrowiskowo – wypoczynkowych. W 1870 roku powstało Towarzystwo Kąpielowe, działające na rzecz rozwoju uzdrowiska, a w 1911 roku zakład balneologiczny, który po zbudowaniu Łazienek miał w nim siedzibę. Imponujący kształtem i wielkością nowy budynek łazienek zaprojektował architekt Dunkiel z Sopotu. Obiekt zbudowano w 1912 roku, na miejscu dawnych łaźni parowych z 1877 roku. Korzystał z wody morskiej, tłoczonej rurociągiem od stacji pomp położonych przy wschodnim molu. Do leczniczych kąpieli była ona podgrzewana. W latach 30. dwudziestego wieku były tu, pod opieką lekarza, serwowane kąpiele w borowinie, kwasowo - węglowe, igliwiowe, natryski, masaże ręczne, okłady, kompresy i zabiegi elektryczne. Leczono choroby dróg oddechowych, reumatyzm, choroby układu krążenia, tarczycy, żołądka i nerwów . W 1938 roku liczba kuracjuszy wynosiła już 3,5 tysiąca. Przedsiębiorstwo Państwowe „Uzdrowisko Ustka” powołano 1 lipca 1978 roku. Obecnie uzdrowisko jest własnością prywatną.
Wracając dolną promenadę, na ulicę Limanowskiego i idąc na wschód, dochodzimy do niewielkiego budynku z którego wchodzi się do zbudowanego w latach 50. ubiegłego wieku schronu przeciwlotniczego, mieszczącego Muzeum Minerałów. Tam, w położonych przy długim na 80 metrów korytarzu niszach, znajduje się ogromny zbiór minerałów świata. W tym muzeum jest między innymi największy w Polsce kryształ górski, szkielet dinozaura, zbiór muszli oraz wiele innych ciekawych eksponatów, w tym oczywiście bursztyn, który - jak mówią - powstał z syrenich łez, wylanych po utraceniu przez nie ojczyzny. Co prawda niektórzy twierdzą, że bursztyn powstał z żywicy dawnych drzew, ale kto by tam w takie bajki wierzył.
Po zwiedzeniu wystawy minerałów, wracamy na promenadę, kierując się w dalszym ciągu na wschód. Po drodze mijamy „Villę Red” potocznie, zapewne ze względu na jej okazałość, nazywaną przez mieszkańców Ustki,- willą Göringa. Aczkolwiek nie można wykluczyć, że w niej nie mieszkał. To, że w okresie międzywojennym przebywał w Kurorcie jest udokumentowane. Wybudowana w 1890 roku w stylu wilhelmiańskim willa, mimo że tak okazała, jest w zasadzie obiektem jedno piętrowym. W jej wnętrzu oraz w przyległej do niej wozowni mieści się dziś pensjonat. W pierwszych latach po wojnie, był tu punkt opieki medycznej z wydzieloną izolatką, która pełniła też rolę sali porodowej. Tak wiec pierwsi powojenni ustczanie właśnie tu przyszli na świat.
Idąc dalej promenadą, w kierunku wschodnim, odnajdujemy pomnik Fryderyka Chopina, który - zamiast słuchać szumu wierzb słucha - szumu morskich fal. Pomnik stoi tutaj z inicjatywy Jerzego Waldorfa, który był patronem Festiwali Pianistyki Polskiej odbywających się do dziś w Słupsku. To właśnie Jerzy Waldorf po raz pierwszy nazwał Słupsk Małym Paryżem. A z naszą syrenką łączy ten pomnik to, że zarówno pomnik Chopina, jak i warszawskiej syrenki stworzyła ta sama rzeźbiarka Ludwika Nitschowa z Warszawy.
Po zejściu z promenady znajdziemy się w parku. Tam u zbiegu ulic Kopernika i Chopina stoi jeden z najbardziej znanych w mieście, poniemiecki pomnik „Umierającego Wojownika”. Jest to dzieło Jozefa Thoraka, odsłonięte 22 stycznia 1922 roku na pamiątkę 76 mieszkańców osady poległych w pierwszej wojnie światowej. Pomnik przedstawia ciężko rannego człowieka, który resztką sił zasłania się tarczą przed kolejnym ciosem. Znajdujący się na tarczy herb, został zaprojektowany przez Wilhelma Granzowa - mieszkańca osady. Tu po raz pierwszy pokazano trzy główne filary utrzymania ludzi i rozwoju naszej miejscowości. Żaglowiec, który symbolizował port i żeglugę. Łosoś i sieci - rybołówstwo, a syrenka - kąpielisko morskie. Natomiast element mówiący o uzdrowisku jest zawarty w treści legendy o syrence. W miejscu, w którym autor opowiada, że wdowa Marusza wypłakała sobie oczy, wypatrując powrotu syna Gwidona z morza i w rezultacie oślepła.
Syrenka darowała jej łososia i kazała przetrzeć oczy jego wątrobą. Gdy wdowa to uczyniła, odzyskała wzrok, została uzdrowiona. Symbolika przedstawionego przez Granzowa rysunku na tarczy była tak trafna, że w 1924 roku została ona przez władze pruskie zatwierdzona jako herb. Przed wojną był na tym pomniku wyryty w języku niemieckim napis „Naszym Poległym Żołnierzom”. Po drugiej wojnie światowej został on zastąpiony, napisem w języku polskim „Bezimiennym Bohaterom Wojen Światowych – Społeczeństwo Ustki”. Tablica ta zaginęła. Pozostał herb z syrenką i elementami symbolizującymi główne podstawy rozwoju miasta.
Odwróceni tyłem do pomnika, kontynuujemy spacer ulicą Kopernika. Po przejściu około trzydziestu metrów, po lewej stronie ujrzymy dom usytuowany na lekkim wzniesieniu. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku żył w nim i tworzył wybitny malarz Mieczysław Kościelniak, Członek Stowarzyszenia Kultury Europejskiej, więzień obozów koncentracyjnych, obozowy przyjaciel błog. Ojca Kolbego.
Idąc dalej około sto metrów, po lewej stronie u zbiegu ulic Kopernika i Mickiewicza zobaczymy przedwojenną willę Wuchlishów. Poziom otaczającego willę terenu jest wyższy niż poziom przyległego chodnika. Usytuowanie ogrodu na wyższej wysokości wynika z faktu, że generał generał von Wuehlisch, w dowód miłości do swojej żony, kazał nawieźć do ogrodu ziemi znad Dunaju, jej rodzinnych stron.
Idziemy w tym samym kierunku dalsze sto metrów. Przy skrzyżowaniu ulic Kopernika i Kościuszki zatrzymujemy się przed budynkiem, na którym widnieje okazały przedwojenny, doskonale zachowany herb Ustki. Niektórzy twierdzą, że jest to dom, który Gwidon, po wzbogaceniu się na zamorskich podróżach, zbudował dla odczarowanej z syrenki żony i ukochanej matki. Nie chcąc jednak, by kochane przez niego kobiety wchodziły sobie w drogę, urządził dwa osobne wejścia do budynku. Po śmierci matki jedno z wejść zamurował. Jest to jednak mało prawdopodobne, gdyż powstanie budynku jest znacznie późniejsze niż wydarzenia opisane w legendzie o usteckiej syrence. Prawda o powstaniu tego domu jest inna. W drugiej dekadzie lat trzydziestych ubiegłego wieku rozpoczęto prace nad budową w Stolpmünde nowego portu. Miał tu powstać ogromny port handlowy, konkurencyjny dla nowo zbudowanego, nowoczesnego polskiego portu w Gdyni. W tym celu ściągnięto z głębi Niemiec geodetów, architektów i inżynierów wraz z ich rodzinami. Dla zapewnienia im godnych warunków mieszkaniowych, na skraju ówczesnej wsi pobudowano dla nich nowoczesne wówczas budynki. Usytuowano je przy obecnych ulicach Kopernika i Kościuszki. Jednym z nich był, pierwotnie przeznaczony na mieszkalny, budynek przy zbiegu ulic Kopernika i Kościuszki. Ze względu na położenie i okazałość został on wykorzystany na pomieszczenia zarządu budowy portu. Z tego względu zamurowano drzwi do drugiej, zbędnej klatki schodowej, a dla podkreślenia rangi urzędu umieszczono na ścianie frontowej okazały herb.
Na zakończenie spaceru, wszystkim powątpiewającym w istnienie syren, poddajemy do przemyślenia fakt, jak wiele miast z wielu krajów ma związek z syrenkami. Są to między innymi wymienione miejscowości, w których herbie jest syrenka lub w których stoi pomnik syrenki:
Dania- Kopenhaga
Polska- Warszawa i Ustka
W.Brytania- Aberystwyth
Hiszpania- Bertiz Arana
Holandia- Amsterdam / Emsmond
Estonia- Tallinn
Rosja- Sankt Petersburg
Portugalia- Lizbona
Włochy- Bolonia
Słowenia-Kamnik-Velenie
Finlandia-Helsinki/ Päijänne Tavastland Meiding,
Austria- dziel. Wiednia / Seboden / Lambach
Grecja- Kreta/ Krini
Ukraina- Mischor - uzdrowisko na Krymie
Francja- Herb rodziny Numers Paryż
Niemcy- Minsen / Schwedt
W zwiazku z odsłonięciem pomnika Syrenki w Ustce wydana została broszura „Śladami Usteckiej Syrenki”, która pozwoli Państwu na częściowe zwiedzenie Ustki Szlakiem tematycznym. Jeżeli zainteresuje Państwa ta publikacja i będziecie chcieli zapoznać sie bliżej z „syrenkowym tematem,” odsyłamy Państwa do publikacji pt. „Demony i anioły” autorstwa Marcina Barnowskiego oraz konspektu pt. „Ustecka Syrenka” autorstwa Tomasza Laskowskiego. Publikacje dostępne są obecnie w bibliotece.
Ponadto w opracowaniu wykorzystano:
Fragment o Bryzdze Rosowej z legendy Franciszka Fenikowskiego
Rys historyczny powstania usteckiego herbu Marcina Barnowskiego
Pomocy w opracowaniu udzieliła również Biblioteka Miejska w Ustce
Bibliografia:
Marcin Barnowski, Demony i Anioły. Tropiąc herbową Syrenkę, wyd. Urząd Miejski w Ustce, Ustka 2009.
Marcin Barnowski, Poczta w dawnej Ustce, dwutygodnik „Za Burtą”, nr 16, 1-15 stycznia 1992.
Franciszek Fenikowski, Złoty strąd, Warszawa 1964.
Marian Czerner, Latarnie morskie polskiego wybrzeża, Poznań – Słupsk 1967.
Arved Hartung, Ahnenreihen aus alten Stolpmuender Seemannsfamilien, „Ostpommersche Heimat” 1937, nr 30-35, 38.
Arved Hartung, Haus- und Grundbesitzer in Stolpmuende 1712 bis 1817, „Ostpommersche Heimat” 1938, nr 4.
Józef Lindmajer, Teresa Machura, Zygmunt Szultka, Dzieje Ustki, Słupsk 1985.
- Ustka
- Słupsk
- Muzea/galerie
- Imprezy/Festiwale
- Słowiński Park Narodowy
- Kraina w kratę
- Elektrownie wodne
- Przyroda