Pełnomorskie rejsy wędkarskie – nowy sposób aktywnego wypoczynku
rejsy wędkarskie
Gdyby ktoś mi wcześniej powiedział, że będę musiał w wolną od pracy sobotę wstać o czwartej rano – nigdy bym się nie dał na ten rejs naciągnąć.
Warunki były jednak nieubłagane – szósta rano cała ekipa wędkarzy melduje się na burcie kutra. Szósta piętnaście mijamy główki portu. Kapitan zapewnia, że to wszystko dla nas, wędkarzy, abyśmy jak najwięcej czasu mogli spędzić na łowieniu dorsza. Jest nas dwunastu. Tyle bowiem osób może jednorazowo wejść na pokład kutra, którym płyniemy w morze.
Tak, jak nas wcześniej proszono, pojawiamy się na burcie dokładnie o szóstej rano. Pogoda jest piękna. Na niebie nie ma żadnej chmury, a według prognoz przez cały dzień będzie bezwietrznie i bezchmurnie. Idealne warunki do połowów dorsza. Przez niecałe dziesięć minut zapoznajemy się ze środkami bezpieczeństwa dostępnymi na pokładzie. Nawet nie wiadomo kiedy, a już za naszymi plecami nikną główki usteckiego portu. Przez te kilkadziesiąt minut słuchamy morskich opowieści kapitana i załogi. Nie ma tutaj piratów, ani bitew morskich, ale okazuje się, że rybołówstwo jest tak samo ekscytujące.
- Kiedyś z sieci wyciągnęliśmy dorsza, który ważył prawie 30 kilogramów – opowiada szyper – Kiedy jeden z członków załogi zobaczył go w sieci jak wynurza się z wody zawołał „człowiek za burtą”, bo sądził, że w sieciach jest ludzkie ciało. Dorsz, był duży, ale jego mięso nie nadawało się już do jedzenia. A szkoda, bo pewnie starczyłoby dla całej załogi.
Nam na szczęście nie będzie dane łowić tak dużych ryb. Choć członkowie załogi wspominali, jak kiedyś trzy osoby trzymały wędkę na końcu której szarpał się ponad dziesięciokilogramowy dorsz. Jeszcze przed samym połowem jemy pożywne śniadanie. Już koło godziny ósmej jesteśmy na łowisku. Szyper idzie do sterówki i korzystając z echosondy szuka miejsca, gdzie pływa najwięcej ryb. My w tym czasie przechodzimy szybkie szkolenie z poławiania dorsza. Okazuje się, że jest to najprostsza rzecz na świecie.
- To są krótkie i mocne wędki. Do tego żyłka wytrzymująca kilkadziesiąt kilogramów. Na końcu znajduje się piker – specjalny haczyk z mosiężnym elementem, który służy jednocześnie jako ciężarek i jako wabić na dorsza – mówi nam Paweł, jeden z członków załogi – Musicie wyrzucić pikera jak najdalej od siebie i pozwolić aby swobodnie opadł na żyłce pionowo w dół. Później wystarczy delikatnie podrywać wędkę, aby przynęta ruszała się w górę i w dół. Jak dorsza ją połknie to bez nerwów wyciągamy go na powierzchnię. To wszystko.
Nie czekając na dalsze słowa instruktora każdy z nas bierze wędkę, wybiera swoje miejsce na kutrze i zabieramy się za łowienie. - Ryba powinna być, bo sonda wskazuje pod nami duży ruch – dodaje dla otuchy szyper. Sam z resztą bierze wędkę i staje na rufie. Jak twierdzi na wędkowaniu czas płynie o wiele przyjemniej. Na efekty tej przyjemności nie musimy długo czekać. Dosłownie dziesięć minut później jeden z wędkarzy głośno krzyczy – mam – i podrywa wędkę do góry. Wszyscy zamiast zajmować się naszymi wędkami biegniemy w jego stronę. Minutę później na pokład wyskakuje piękny, prawie dwukilogramowy dorsz. Radości nie ma końca. Tadek, bo to on był tym szczęściarzem, robi sobie pamiątkowe zdjęcie i wraca do wędkowania. Chwilę później słyszymy okrzyk radości z innego końca kutra. Teraz już jednak nie odrywamy się od wędek. Włączyła się rywalizacja. Nie chcemy być gorsi, każdy chce coś złowić.
Oczywiście pierwszy złowiony dorsz zaraz po wypatroszeniu leci na patelnię i po chwili wszyscy w krótkiej przerwie delektujemy się najlepszym mięsem, jakie kiedykolwiek było nam dane jeść. Do południa łowimy niewiele. Wszystkie złowione ryby trafiają na stół jako dania obiadowe. Szał zaczyna się dopiero po obiedzie. Do godziny 16, kiedy zaplanowaliśmy powrót z łowiska, każdy z nas ma na swoim koncie kilka sztuk dorsza. Wszystkie wypatroszone trafiają do lodówki. Podzielimy się nimi sprawiedliwie na lądzie.
Średni czas trwania rejsu to 8 godzin (większe kutry pływają nawet na całą dobę). W samej Ustce na morskie połowy ryb pływa kilkanaście jednostek. Średnio jednostka jednorazowo zabiera 12 osób, co daje duży komfort łowienia. Cena wyprawy waha się od 130 zł do 300 zł od osoby (zależna jest to od długości rejsu). Licencja połowowa jest już wliczona w koszt rejsu. Jeżeli nie macie własnego sprzętu można go wypożyczyć (wypożyczenie 20 zł). Zgodnie z przepisami wędkarz może odłowić w czasie rejsu 7 sztuk ryby. W cenę rejsu wliczone są: kawa, herbata, zimne napoje oraz świeża smażona ryba, czasami ciepły posiłek, pełne ubezpieczenie,profesjonalne szkolenie dla początkujących wędkarzy. Złowione ryby są na bieżąco patroszone przez członka załogi (na niektórych kutrach jest to usługa odpłatna).
Rejsy odbywają się przez cały rok. Zależne są jednak od pogody. Najczęściej obowiązuje rezerwacja miejsc. Niektórzy armatorzy pobierają zaliczki.
Hubert Bierndgarski
fot. H. Bierndgarski